Praca przymusowa na terenie III Rzeszy podczas II wojny światowej to jedna z najmniej zbadanych zbrodni hitlerowskich, naznaczona polską krwią. Natychmiast po agresji Wehrmachtu na Polskę zaczęto zakładać urzędy pracy. W dniu 15 września generalnym gubernatorem został Hans Frank, który zaraz po objęciu władzy nałożył na wszystkich Polaków w wieku od 14 do 70 lat obowiązek pracy na rzecz III Rzeszy. Rozpoczęły się masowe wywózki. Pracownicy przymusowi pracowali w różnych sektorach gospodarki, w tym w rolnictwie, przemyśle zbrojeniowym, budownictwie oraz w kopalniach, gdzie byli narażeni na brutalne traktowanie, dyskryminację oraz represje ze strony swoich „panów”. Za najmniejsze przewinienia groziły surowe kary, w tym nawet śmierć.
Szukając losów polskich pracowników przymusowych w Bawarskiej Bibliotece Narodowej w Monachium i przeczytaniu ponad pięciuset stron archiwalnego czasopisma D.P Express (1946 – 1948) natrafiłem na ciekawą informację z dnia 07.09.1946 roku o pomniku w miejscowości Salem niedaleko jeziora Bodeńskiego. Szczególnie nie dawał mi spokoju napis pod fotografią, na której widać kamienny krzyż, uschnięte drzewo i żywą gałąź. Mianowicie: W powiecie Überlingen został powieszony Polak za utrzymywanie stosunków z Niemką. Polacy znajdujący się na tym terenie wystawili mu pomnik na miejscu powieszenia. Z prawej strony widoczna jest gałąź, na której zawisł. Charakterystyczną rzeczą jest, że obecnie całe drzewo uschło, a tylko gałąź pozostała przy życiu.
Nie chciało mi się wprost w to uwierzyć i zwróciłem się miejscowych historyków. W wyniku moich dalszych poszukiwań okazało się, że pomnik istnieje do dnia dzisiejszego i powstał dla zachowania pamięci nie jednego, lecz dwóch zamordowanych Polaków. Obydwaj byli dawnymi żołnierzami walczącymi w kampanii wrześniowej. Zakwaterowano ich w pomieszczeniu gospodarczym za budynkiem gospodarza. To zaciszne pomieszczenie stało się miejscem potajemnych, surowo przez Niemców zakazanych kontaktów z Niemkami. W wyniku czego, gdy jedna z nich zaszła w ciążę, cała sprawa wyszła na jaw i natychmiast w dniu 03/04 lipca 1941 roku aresztowano Polaków. Ojcem przyszłego dziecka okazał się Eugeniusz Pagacz urodzony w 1913 roku w Wieluniu. Trafił on najpierw do aresztu śledczego w Konstancji, następnie do więzienia karnego w Kislau. Stamtąd został przekazany 1 września 1942 roku do Gestapo w Karlsruhe przetransportowany do miasta Mimmenhausen. Wyrokiem sądowym za zbezczeszczenie rasy (z.niem. Rassenschande) został stracony 2 września 1941 przez powieszenie na gałęzi drzewa lipowego na rozdrożu przy miejscowości Salem (Überlingen).
Inaczej wygląda sprawa drugiego Polaka, która narzuca wiele niewyjaśnionych do dziś pytań. Mowa tu o Halczyńskim Ludwiku urodzonym 1913 roku w Krakowie. Halczyński był żonatym, miał brata, dwie siostry i syna. Mieszkał przed wojną przy ulicy Barskiej 30. Został również 26 sierpnia 1941 roku przetransportowany do tego samego aresztu śledczego w Konstancji, a z stamtąd 6 lutego 1942 roku przeniesiony został do obozu koncentracyjnego Dachau i otrzymał numer więzienny: 29182. 25 maja 1942 roku został zwolniony z obozu i jak zanotował urzędnik udał się w nieznanym kierunku.
Zwolnienia więźniów z obozu koncentracyjnego Dachau były rzadkie, ale zdarzały się w określonych okolicznościach, np. przekierowanie do innych obozów koncentracyjnych lub obozów pracy. Choć brak notatki wyjaśniającej powody zwolnienia Halczyńskiego, można z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że władze niemieckie chciały go wykorzystać do celów propagandowych. Na podstawie archiwalnych dokumentów miasta Überlingen wynika, że Halczyńskiego przywieziono z Dachau i również powieszono go 29 maja 1942 roku na tej samej gałęzi, co jego przyjaciela Eugeniusza. Tu nasuwa wiele pytań, które pozostają bez odpowiedzi. Za co Ludwik Halczyński trafił do obozu koncentracyjnego Dachau 6 lutego 1942 roku? Dlaczego został zwolniony 16 maja 1942 roku? Dlaczego urzędnik nie zanotował tego przeniesienia, czyby chciano coś ukryć? Gdzie przebywał od momentu opuszczenia Dachau do dnia wykonania egzekucji? Czy został skazany prawnie, czy chciano go powiesić dla odstraszenia bez wyroku? A może nie mogli mu nic udowodnić i Niemcy chcieli „zachować czyste, nieomylne” oblicze?
Osoby oskarżone o "Rassenschande" często były publicznie piętnowane, aby zastraszyć innych i zapobiec podobnym przypadkom. Publiczne procesy i kary miały działać odstraszająco, dlatego w obydwu przypadkach w pokazowej egzekucji uczestniczyć musiało około 300 Polaków z gospodarstw rolnych z rejonu Salem i Mimmenhausen oraz rdzenni mieszkańcy, a nawet dzieci.
Podczas dalszych poszukiwań odkryto również błąd w zapisie nazwiska Walczyński. Różni niemieccy urzędnicy w księgach ewidencyjnych notowali je raz jako Wilczyński, raz jako Walczynski, a innym razem jako Halczynski. Prawidłowo powinno być zapisane jako Halczyński, urodzonego 07.06.1913 roku w Krakowie. Zagadką jest również to, że w 1981 roku syn Ludwika zwrócił się do Międzynarodowego Biura Poszukiwań Arolsen z prośbą o zaświadczenie o pobycie ojca w obozie koncentracyjnym. W odpowiedzi, z niewiadomych przyczyn podano mu błędną datę i miejsce śmierci, mianowicie 25 maja 1943 roku w Dachau. W dalszym pytaniu o akt zgonu, otrzymał odpowiedź, że jest to niemożliwe, gdyż nigdzie w Dachau nie odnotowano jego zgonu.
Polacy postawili krzyż.
Po zakończeniu II wojny światowej Polacy, byli pracownicy przymusowi umocowali na miejscu kaźni 14 sierpnia 1945 roku drewniany krzyż, a jesienią 1946 roku postawili nowy, kamienny z polskim napisem na cokole: W tym miejscu zostali powieszeni POLACY: w dn. 1.9.1941 Eugeniusz Pagacz ur. w 1915 r. w dn. 25.5.1942 Ludwik Walczyński (nazwisko błędnie napisane) ur. w 1913 r. Przechodniu, zmów Zdrowaś Maria za ofiary nienawiści rasowej”. Jak opisuje w swoich publikacjach miejscowy historyk Hugo Gommeringer lipa faktycznie po wykonaniu wyroku uschła, tylko gałąź, na której zawiśli Polacy pozostała zielona. W 1955 roku całkowicie uschnięte drzewo usunięto i na tym miejscu posadzono nowe, które do dziś nosi nazwę Polenlinde czyli polska lipa. Niektórzy miejscowi do dziś są przekonani, że w tym przypadku spełniło się starodawne podanie ludowe, według którego drzewo usycha, gdy na jego gałęzi powieszony zostaje niewinny człowiek. Uschnięcie drzewo z żywą gałęzią, na którym powieszono Halczyńskiego i Pagacza, wpisuje się w tę tradycję i może być postrzegane jako symbol niesprawiedliwości, której doświadczyły ofiary nazistowskiego reżimu.
Zachowanie pamięci
W czerwcu 1960 roku dyrektor szkoły w Salem Axel hrabia von dem Bussche wraz z uczniami zorganizowali dzień pamięci. Jako były uczestnik ruchu oporu przeciwko reżimowi Hitlera, wygłosił on płomienne przemówienie. W 1964 roku – jak opisuje Gommeringer – czy podczas transportu drewna nieumyślnie zahaczono grubymi balami o krzyż, czy celowo siłą dokonano całkowitej dewastacji pomnika nie da się tego ustalić. Jeszcze w tym samym roku Max hrabia (z niem. Markgraf) von Baden zlecił wykonanie nowego i dokonano jego uroczystego poświęcenia. W 1985 roku z inicjatywy miejscowego proboszcza Herberta Geila umocowano na krzyżu corpus christi z brązu. Lata mijały i znów nikt nie dbał o pomnik nie mówiąc już o dniu pamięci. Miejscowy historyk Hugo Gommeringer w 2002 roku widząc krzyż w opłakanym stanie, tak wziął sobie tę sprawę do serca, że w wyniku czego przeprowadził szczegółowe badania o losach Polaków, historii krzyża i choć nieliczni mieszkańcy dobrze wiedząc co się wtedy wydarzyło, to nikt nie chciał puścić „pary z gęby” i milczał. Wyniki swoich badań opublikował w broszurce-dokumentacji i za zgromadzone pieniążki z jej sprzedaży, dokonano w 2005 roku gruntownej odnowy pomnika i jego otoczenia. Patronat nad pomnikiem przejął urząd gminy a w 2015 dokonano ostatniej renowacji krzyża. Mimo, że od tego czasu zaniechano jakichkolwiek upamiętnień tych ofiar, to jednak pod pomnikiem znajdują się stale kwiaty i znicz, a teren wokół jest zadbany. Wielokrotne zapytania ze strony Gommeringa o zorganizowanie dnia pamięci do urzędu gminy, czy miejscowej szkoły pozostają bez echa. Historyk propaguje nieustannie i podkreśla ważność tego pomnika tymi sloganami: Krzyż jest nie tylko symbolem przeciwko zapomnieniu o nieludzkiej przemocy, faszyzmie, wojnie i niesprawiedliwości, ale również niezwykłym pomnikiem pokoju, wzywającym do tolerancji, odwagi i zaangażowania społecznego.
Andrzej Białas, Monachium
Przypisy:
- Denk und Mahnmal in Salem – Polenkreuz und Polenlinde Zeichen des Friedens autor Hugo Gommeringer - Ostern 2006
- Archiwum Międzynarodowe Biuro Poszukiwań Bad Arolsen akta numer: 7619660; 1072479
- Czasopismo DP Express numer 35 z dnia 07.09.1946 roku strona 6 z archiwum Bawarskiej Biblioteki Narodowej w Monachium