W sobotę 23.09.2023 roku odbyła się uroczystość zorganizowana ku pamięci zgilotynowanego przez Niemców w więzieniu Stadelheim Bolesława Buczkowskiego, młodocianego robotnika przymusowego.
To były ostatnie słowa młodego Polaka, który spadającymi łzami na atrament napisał w liście pożegnalnym do swoich rodziców.
Bolesław Buczkowski urodził się 20 kwietnia 1924 roku i od młodzieńczych lat pomagał na gospodarstwie swego ojca Józefa w Gołuchowie w gminie Kije.
Kiedy Niemcy pod koniec marca 1940 roku 15-letniego chłopca z zabrali na roboty przymusowe, nie przypuszczał on, że rozstając się z rodziną i przyjaciółmi już nigdy więcej ich nie zobaczy.
Na górną Bawarię przywieziono go w wagonie bydlęcym 8 kwietnia1940 roku i przydzielono go do przymusowej pracy w gospodarstwie 66-letniego Antona D. w miejscowości Oberndorf w powiecie Erding. Pracowało tam również trzech Francuskich jeńców wojennych, Polka, niemiecki pachołek i pomoc domowa. Od samego początku stosunki pomiędzy Polakiem a „bałerem” nie układały się dobrze. Rolnik-pan był człowiekiem konfliktowym, a jego jedyny 20 letni syn, po ostrej sprzeczce z ojcem zgłosił się na ochotnika do Wermachtu i walczył na wschodnim froncie. Przepojony nazistowską ideologią gospodarz uznał, że młodego Polaka trzeba „wychować” i za każde najmniejsze przewinienie znieważał go i bił. Zadenuncjował też chłopaka za potajemne słuchanie radia, za co trafił na trzy tygodnie do aresztu. Bywało, że nie widząc innego wyjścia młody Buczkowski bronił się przed atakami drągiem czy widłami. Innym zaś razem, po fali obelg, uciekł do innego rolnika, prosząc go o to, aby mógł u niego pracować. Niestety daremnie.
Wieczorem 11 grudnia 1941 roku doszło do tragedii. Głodny Buczkowski włamał się do spiżarki i ukradł jabłko. Na gorącym uczynku złapał go gospodarz, zaciągnął go do kuchni i w obecności innych „niewolników” oznajmił, że za kradzież należy się Polakowi kara i uderzył go pięścią w twarz. Bolesław nie wytrzymał nerwowo i rzucił się na Niemca okładając go pięściami. Szamotanina trwała parę minut. W pewnym momencie Polak chwycił stojącą na kredensie butelkę i rozbił ją na głowie gospodarza, zadając mu ciętą ranę. Stojący obok Francuz w ostatnim momencie chwycił rękę atakującego i złagodził siłę uderzenia. Buczkowski uciekł do pobliskiego lasu. W pierwszą noc potajemnie przenocował w stodole, a następnego dnia – spotkając w lesie Francuza i prosząc go o coś do zjedzenia – dał mu na migi do zrozumienia, że podpali gospodarstwo. Francuz zdradził Polaka i opowiedział wszystko gospodarzowi, na skutek czego powstało takie zamieszanie i strach, że wokoło gospodarstwa postawiono 6-osobową wartę. W nocy z 12 na 13 grudnia, gdy Bolesław znów chciał przenocować w stodole, został aresztowany i wytoczono mu proces. Miał wtedy 17 lat.
Sąd pierwszej instancji, dla nieletnich, w dniu 8 kwietnia 1942 roku skazał Polaka na rok i 6 miesięcy więzienia, jednak prokurator zakwestionował wyrok i złożył skargę do sądu nadzwyczajnego, tym razem dla dorosłych, argumentując: „Gospodarz miał prawo uderzyć podwładnego, ponieważ ten jako człowiek o niższej wartości przeciwstawił się obowiązkowi absolutnego posłuszeństwa. Ponadto, mimo młodocianego wieku, pochodzi z ludu stojącego na niższym poziomie, a więc plemiona te osiągają wcześniejszą dojrzałość.” Podczas przesłuchania Polak twierdził, że działał w obronie własnej i dopiero wtedy, gdy gospodarz wyciągnął nóż z pochwy, uderzył go butelką, a to, że chciał podpalić gospodarstwo, to wymysł Francuza. Niemiecki gospodarz tego zeznania ani nie zanegował, ani nie potwierdził. Nie zrobił również niczego, aby wpłynąć na złagodzenie kary. Zeznał tylko, że otwartą ręką lekko uderzył Buczkowskiego. Jako świadków ponownie wezwano pomoc kuchenną, miejscowego żandarma oraz Francuza, który nie stawił się na proces i wszelki ślad po nim zaginął. Mimo tego, że Polak okazał skruchę, nie dano wiary jego zeznaniom i 25 sierpnia 1942 roku sąd skazał Polaka na karę śmierci przez ścięcie. Daremnie Buczkowski liczył jeszcze na akt ułaskawienia przez ministra sprawiedliwości Ottona Thieracka (2). W pokoju przesłuchań Stadelheimu w Monachium 29 września 1942 roku o godz. 9:00 rano odczytano mu negatywną odpowiedź ministra z dopiskiem „wyrok wykonać natychmiast!”, a następnie zaprowadzono do celi śmierci. Tam otrzymał dwie kartki papieru, kopertę i pióro. Ze łzami w oczach skreślił ostatni list do swoich najbliższych. Oto fragmenty listu: „Kochani rodzice, żegnam się ostatni raz z wami, bo idę dziś na śmierć 29 września. Krzywda ta która nam jest wyrządzona będzie wynagrodzona w krótkim czasie. Zostałem niewinnie skazany. Krzywda, jaką nam tu wyrządzono, zostanie zapisana w nowej historii Polski. Nie zapomnijcie, żem zginął w Niemcach i pamiętajcie o wszystkich Polakach, którzy tu zginęli. Wszystkie moje złe winy darujcie, abym szczęśliwie poszedł do nieba. Ja umieram, a wy wszyscy módlcie się stale za moją duszę. Więcej nie mam do pisania, tylko żegnam was i moich kolegów, wszystkich znajomych i całą wieś rodzinną. Chociaż mi życie zabiorą, to mi ducha zabrać nie mogą. Umieram z Bogiem, do zobaczenia w wieczności.” List został ocenzurowany, treść uznano za szkodliwą dla III Rzeszy i nigdy nie wysłano go do rodziców. Znajduje się on do dnia dzisiejszego w centralnym archiwum w Monachium, a widoczne rozmazane literki to krople łez Buczkowskiego.
29.09.1942 roku o godzinie 17:08 wykonano wyrok. Kat w białych rękawiczkach pociągnął za dźwignię i na kark młodego Polaka spadło z 3 metrów wysokości ostrze gilotyny. Nie wiemy, czy Buczkowski przed śmiercią otrzymał ostatnie Sakramenty, bo jak z akt wynika, standardowo wydrukowane zdanie „duchowny odmówił krótką modlitwę” zostało skreślone. Po Bolesławie pozostało: „2 pary rozdartych spodni, para schodzonych butów, podarta kurtka, czapka, dziurawy sweter” – i jak zanotował niemiecki urzędnik – „dobytek nie nadaje się do użytku”.
Niemcy krótko przed egzekucją ubierali skazańców w tak zwane papierowe koszulki, gdyż ich ubranie mogło się jeszcze przydać, czy też zostać sprzedane na pokrycie kosztów egzekucji. Kat natomiast otrzymywał stałą pensję- około 3 000 RM miesięcznie (czyli 12 000 Euro w przeliczeniu na dzień dzisiejszy), a za każdą ściętą głowę otrzymywał dodatkowo 40 Reichsmarek czyli około 160 euro. W tym przypadku Kat wraz z trzema pomocnikami wystawił za wykonanie wyroku na Buczkowskim rachunek w wysokości 120 Reichsmarek.
Dla przykładu i posiania strachu wśród pracowników przymusowych oraz miejscowej społeczności wydrukowano i rozmieszczono 410 plakatów informujących o wyroku śmierci Buczkowskiego. Był on pierwszym Polakiem, skazanym przez tak zwany sąd nadzwyczajny na śmierć. Na terenie III Rzeszy funkcjonowało około 55 takich sądów, które wydały ok. 12 000 osób na śmieć, w tym wielu Polaków.
Bolesława Buczkowskiego pochowano na pobliskim cmentarzu na Perlacher Forst w Monachium i prawdopodobnie by wszelki ślad po nim zaginął. Dopiero 01 marca 1946 roku, jak wynika z karty ewidencyjnej zmarłych Polskiego Czerwonego Krzyża działającego wtedy przy ulicy Frankenstr. 7 w Monachium, udało się odnaleźć miejsce indywidualnego pochówku na cmentarzu Perlacher Forst w Monachium.
Krótko po zakończeniu wojny, jak opisuje miejscowy historyk Hans Niedermayer, nagle na gospodarstwie pojawiło się paru Polaków wraz z bratem Bolesława szukając rolnika. Temu w ostatniej chwili udało się zbiec. Polacy jak niespodziewanie się zjawili, tak i zniknęli. Od tego czasu Anton D. żył w ciągłym strachu, gdyż do śmierci w 1954 roku spał dosłownie z widłami w łóżku gotowymi do obrony.
W dalszych poszukiwaniach udało się ustalić, że w1960 roku dokonano ekshumacji zwłok i szczątki złożono w zbiorowej mogile wraz z prochami ponad 2000 ofiar hitlerowskich Niemiec. Wokoło pomnika w ziemi znajduje się tylko niewiele kwadratowych ze zwykłych kamieni wapiennych, na których wyryte są tylko imiona i nazwiska ofiar. Na żadnym z nim nie ma imienia i nazwiska młodego chłopaka z Gołuchowa.
Z inicjatywy autora tekstu oraz pomocy Konsulatu Generalnego RP w Monachium dokonano uroczystego umieszczenia nowego kamienia pamięci. Na uroczystość przybyła liczna Polonia, przedstawiciele Konsulatu oraz Polskiej Misji Katolickiej.
Wspólnie odmówiono „Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo” jak również w ostatnim liście zażyczył sobie Bolesław Buczkowski.
Cześć jego pamięci!
Andrzej Białas
Andrzej Białas od 34 lat mieszkający w Niemczech, jest badaczem polskich śladów w Republice Federalnej. Jego liczne artykuły, wystąpienia radiowe, cieszą się dużym powodzeniem. Współpracował w powstaniu filmu dokumentalnego pt.:” Niewolnicy Hitlera” o pracownikach przymusowych z niemiecką telewizją ZDF – Info. W roku 2019 otrzymał Odznakę Honorową Ministerstwa Spraw Zagranicznych „Bene Merito”. W 2021 roku został laureatem konkursu Polak Roku – nadaną przez Związek Polaków w Kalabrii ( pod patronatem Sejmu i Senatu RP) - za całokształt społecznej działalności naukowo-edukacyjnej w Bawarii, na rzecz krzewienia pamięci historycznej; za pomoc i organizację spotkań historycznych z potomkami ofiar pokolenia wojennego; za prace publicystyczne w polonijnej i niemieckiej prasie; za budowanie pomostu przyjaźni i zrozumienia pomiędzy oba narodami.