Dobry, bo trochę polski Łukasz Podolski

Nowa generacja polskich „Migrantenkinder”

„Dobry, bo (trochę) polski Łukasz Podolski” - czytam na jednej ze stron internetowych, które otwierają się natychmiast po wpisaniu hasła Łukasz Podolski. Młodzi Polacy w Niemczech wiedzą, że Łukasz nie jest Polakiem, ale cieszą się, że przyznaje się z dumą do swoich polskich korzeni. Łukasz Podolski zrobił to, czego zarówno rządowi niemieckiemu jak i polskiemu nie udało się od czasów wojny – swoją postawą pogodził młodą generację Polaków i Niemców.

Polonia w każdym kraju jest specyficzna. Prawie 2 miliony Polaków w Niemczech były podzielone na przesiedleńców i rdzennych Polaków. Jeszcze dwadzieścia lat temu niektórzy rodzice karali dzieci za mówienie po polsku na ulicy. W samym Berlinie zameldowanych na stałe jest 140 tysięcy Polaków, a drugie tyle mieszka tu nieoficjalnie. Większość młodzieży polskiej w Berlinie zna się z europejskiej polsko-niemieckiej szkoły podstawowej lub średniej Robert Jungk Oberschule, w której po raz pierwszy w 2008 roku zdawana była oficjalna niemiecka matura z polskiego jako drugiego języka. Część z nich spotykała się na popołudniowych zajęciach Polskiej Szkoły przy Ambasadzie. Reszta chodziła do szkół katolickich, w których duży procent uczniów stanowią Polacy.

Rozgrzewka

Dziś 8 czerwca 2008 spotkali się na Bundespressestand (w dokładnym tłumaczeniu – miejsce prasy niemieckiej) – w „kultowej” kawiarni przy dworcu Hauptbahnhof, w której siedząc w wygodnym leżaku stojącym na pisaku można poczuć się jak na plaży. Przyszli tutaj, żeby móc razem pokazać swoją tożsamość narodową. Czy są Polakami w pełnym znaczeniu tego słowa? Urodzeni w Niemczech, nie przywiązują wagi do tego czy mają polskie czy niemieckie paszporty. Wychowani w polskojęzycznych rodzinach, mówią po polsku, oglądają polską telewizję i jeżdżą na wakacje do Polski. Dobrze rozumieją się z Niemcami i swoimi polskimi rówieśnikami. Z Berlina jest tylko 120 kilometrów do granicy, ale oni wiedzą, że te 120 kilometrów to 1200 mil różnicy w mentalności niemieckiej i polskiej.

Wspólnie zaczynamy oglądać mecz w przyjaznej polsko-niemieckiej atmosferze. Piętnastoletnia Zosia przypomina, żeby dobrze przyglądać się kto w niemieckiej drużynie śpiewa hymn niemiecki. Klose śpiewa, a Podolski spuszcza tylko głowę. Młodzi Polacy uśmiechają się porozumiewawczo między sobą. Dziś na Bundespressestand cieszą się, że mogli pomalować sobie twarze na biało-czerwono, założyć koszulki z napisem Polska i pomachać polskimi flagami. Na codzień rzadko manifestują przynależność do Polonii. Bycie Polakiem wśród młodzieży niemieckiej jeszcze ciągle nie jest „in” ani „cool”.

Janusz dobrze czuł się w katolickiej szkole podstawowej, kiedy przeszedł do dobrego państwowego gimnazjum zaczął być przez uczniów szykanowany jako Polak do tego stopnia, że prawie zmienił szkołę. Rodzice uczniów, którzy wywierali na niego mobbing są wykształconymi Niemcami zajmującymi wysokie stanowiska. Wstydzili się za swoje dzieci, ale przecież ich dzieci gdzieś musiały usłyszeć negatywne i poniżające opinie na temat Polaków. Po pół roku mobbing skończył się, dyrektor gimnazjum nie chciał z tego robić rozgłosu. Dziś Janusz będąc Polakiem reprezentuje swoje gimnazjum w parlamencie młodzieży Berlina. Właśnie takich młodych Polaków, którzy nie dadzą się poniżyć i pokażą swoja wiedzę i pasję, potrzeba nam. Elżbieta, dziś już mama czteroletniego Krzysia, zanim odnalazła się w Niemczech jako kilkunastoletnia dziewczyna, musiała zmienić szkołę. W gimnazjum, do którego poszła zaprzyjaźniła się z Kasią pochodzącą też z Polski. Przed pierwszą wycieczką szkolną wychowawczyni rozdzielając miejsca do spania spytała klasę – „Kto będzie spał z Polkami?”. Zapadła cisza. Rodzice zdecydowali się zmienić szkołę. Elżbieta znalazła w nowej szkole koleżanki, z którymi przyjaźni się do dzisiaj.

Nadin, Zosia i Alek razem chodzili do podstawowej szkoły katolickiej w centrum Berlina. Nadin nie chciała na początku mówić po polsku, bo tata został w Polsce a tylko ona z mamą przyjechała do Niemiec. Dziś Nadine jest w niemieckim gimnazjum, wieczorem chodzi do polskiego, na wakacje jeździ do Polski. Dobrze czuje się w Niemczech, ale najlepiej w Polsce. Alek też oprócz niemieckiego gimnazjum, chodzi do polskiej szkoły. Jego mama, podobnie jak i wiele polskich rodziców w Berlinie nie wyklucza możliwości powrotu do Polski.

Większość Polaków mieszkających w Berlinie, zbudowała już domy w pobliżu Gorzowa i Szczecina, niektórzy kupili mieszkania w Świnoujściu i Międzyzdrojach. Zabezpieczyli się – będą mieszkać w Polsce i dostawać niemiecką emeryturę. Dzieciom zostawiają wolny wybór miejsca ich przyszłego życia. Gdziekolwiek będą mieszkać, ważne, żeby czuły się dobrze ze swoimi polskimi korzeniami. Niemiecka młodzież widzi, że młodzi Polacy wychowywani są inaczej, bardziej konserwatywnie, ale też w atmosferze ciepła rodzinnego. Kiedy do gimnazjalistek – Joli i Karin przychodzą koleżanki, mama wita je serdecznym uściskiem i pocałunkiem, tak samo jak własne dzieci. Niedawno okazało się, że po szkole Joli i Karin krążą opowieści jak miło wygląda polskie przywitanie. Czasem jednak różnice mentalności są tak duże, że trzeba wprowadzić w życiu zmiany. Ostatnio piętnastoletnia Zosia ciężko zachorowała i była dwa tygodnie w szpitalu. Nikt z niemieckiej klasy nie odwiedził jej i nawet nie napisał kartki, a najbliższa niemiecka „przyjaciółka” zadzwoniła po tygodniu z pytaniem, czy już jest zdrowa i może pójść na „party”. Zosia zdecydowała się zmienić szkołę jeszcze przed końcem roku – wybrała niemiecko-polską szkołę europejską. Nowi koledzy, których spotkała pochodzą z polskojęzycznych rodzin i nie maja tyle czasu na „party”, co niemieccy rówieśnicy, bo w weekendy dorabiają na kieszonkowe. Od najmłodszych lat potrafią sobie radzić. Zosia też dorabia, od pięciu lat śpiewa w chórze młodzieżowym opery berlińskiej. Któregoś dnia wróciła z nowej niemiecko-polskiej szkoły i powiedziała – „u nas w klasie nikt nie jest głodny, jeśli zapomni śniadanie, wszyscy dzielą się kanapkami”. W niemieckim gimnazjum znajdującym się dwie ulice dalej nie poznała takich gestów.

Darek ma juz dwadzieścia cztery lata i własny samochód. Przed meczem przymocował do samochodu polskie flagi, które następnego dnia zniknęły. Nie wie, czy byli to nasi rodacy, którzy chcieli sami się nimi pochwalić, czy byli to Niemcy. To nie ma dla Janka żadnego znaczenia, następnego dnia przymocował nowe.

Elżbieta – siostra Darka sama już dziś jest mamą. Ona i jej mąż mają prace i rodzinę w Berlinie, ale gdyby nadarzyła się okazja natychmiast przeniosłaby się do Polski. Synka oddała do niemieckiego przedszkola, gdzie nawet uczy się angielskiego, ale wychowuje go po polsku.

Mecz

Pada pierwszy gol dla Niemiec. Niemcy się cieszą. My widzimy, jak Podolski zakrywa sobie rękami twarz. Drugi gol Podolskiego – widać jak jego koledzy z drużyny bardziej się cieszą niż on sam. Janusz robi się blady i kładzie się na ziemi powtarzając gest Podolskiego. Zosia tłumaczy mi, że Janusz martwi się jak jutro będzie wyśmiewany w szkole przez niemieckich kolegów. Po chwili Janusz siada z powrotem na krześle i mówi – „Jak to dobrze, że mamy takich dobrych polskich graczy w niemieckiej drużynie”. Jest uratowany znalazł już na jutro trafną ripostę dla swoich nastoletnich kolegów w niemieckim gimnazjum. Trzymamy kciuki za Polaków do końca. Niemiecki komentator meczu wspomina, że Kubica dziś wygrał wyścig. Jesteśmy mu wdzięczni za te słowa ratujące nasz honor jako pokonanych.

Mecz kończy się - jesteśmy smutni, ale dumni z naszej polskiej drużyny. Podolski jako jedyny z niemieckiej drużyny wymienia koszulkę z Lewandowskim.

Janusz komentuje, że Poldi w czerwonej lepiej wygląda. Wracamy do domu jadąc przez cały Berlin. Koło dworca ZOO widzimy dwie grupy smutnych Polaków owiniętych w nasze flagi. Otwieramy okna samochodu i krzyczymy do nich – Polska, Polska pokazując rękami pacyfiki. Nie chcemy, żeby czuli się tak samotnie. Oni ożywiają się i tez radośnie odkrzykują nam - Polska.

Więcej dla nas Polaków w Niemczech w ten wieczór nie mogliśmy zrobić, niż pokazać, że jesteśmy solidarni i nie wstydzimy się w momencie takiej porażki być Polakami. Tę solidarność pokazaliśmy nieznanym nam Polakom i naszym po polsku wychowanym w Niemczech dzieciom.

Dogrywka

Jakie będą następne generacje młodych Polaków w Berlinie? Kilka lat temu Janusz – urodzony w Berlinie, kibicował w trakcie skoków narciarskich Martinowi Schmidtowi, tłumacząc mi, że ja nic nie rozumiem, bo urodziłam się w Polsce. W pewnym momencie przeżył jako mały chłopiec samoistnie metamorfozę świadomości narodowej. Zaczął kibicować Małyszowi.                                                                                                                                                     Wśród Polonii powstaje nowe zjawisko socjologiczne. Podobnie jak z mniejszości tureckiej wyodrębniła się grupa nazywana „Migrantenkinder” – dzieci emigrantów, czyli młodych Turków urodzonych i wykształconych na emigracji, władających kilkoma językami, czujących się Europejczykami i… wracających do kraju swoich rodziców. Właśnie dorasta młode pokolenie ambitnych dzieci polskich emigrantów. Czy Polska jest przygotowana na przyjęcie tych młodych ludzi, którzy może będą chcieli wrócić do kraju? Co może zaproponować im ojczyzna ich rodziców?

Janusz wstał rano po przegranym przez Polskę meczu i zastanawiał się czy pójść do szkoły. Jako jedyny Polak w swojej klasie miał w perspektywie głupie komentarze i docinki swoich niemieckich kolegów. Zostawiłam mu tę decyzję. Odważył się i poszedł. W drzwiach rzuciłam – „synu mów, że Lewandowski z polskiej drużyny to nasza daleka rodzina”.

Agata Lewandowski

- imiona dzieci zostały zmienione na życzenie rodziców

Foto: wikimedia.commons/Tikim