Złoty środek…nie tylko na wirusa - Agata Lewandowski

AgataLFelieton o drugiej fali pandemii miałam napisać w styczniu, ale we wszechobecnym chaosie informacyjnym trudno było wyciągnąć konkretne w miarę sensowne wnioski, z którymi warto się podzielić publicznie.

Na początku lutego 2021 sytuacja covidowa w Polsce i w Niemczech zaczęła przybierać na tyle wyraźnie kontrastowe barwy.

Podczas pierwszego lockdownu w marcu i kwietniu 2020 w Polsce praktycznie nie można było wychodzić na ulice i wszyscy musieli nosić maseczki na zewnątrz. Przed świętami Bożego Narodzenia w grudniu 2020 w Polsce wszystkie sklepy były otwarte na czele z galeriami handlowymi. Polacy traktują podobnie jak wszystkie inne zakazy, noszenie maseczek bardzo swobodnie i wielu nosi je pod nosem. W związku z tym wywoływałam często zdumienie w centrum Warszawy nosząc pod koniec roku jako jedna z nielicznych zasłaniającą dwie trzecie twarzy maskę FFP2.

W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia teoretycznie panował zakaz wychodzenia czyli tzw. godzina policyjna, którą nieco starsza generacja pamięta dobrze z czasu stanu wojennego. Pomimo tego na „postrzelać trochę na ulicy” z fajerwerków wychodzili Polacy tej nocy nawet całymi rodzinami. 1 lutego otworzyły się w Polsce galerie handlowe oraz muzea i galerie sztuki, ale wszystko oczywiście w reżimie sanitarnym. Skasowane są przy tym poranne godziny zakupów dla seniora. W tym samym czasie w Niemczech kwiaty można kupić tylko w sklepach spożywczych, buty w Lidlu, a ostrzyc można się samemu na podstawie filmików instruktażowych w Internecie.                                                          

Kiedy podróżuje się w dobie pandemii pomiędzy Polską i Niemcami coraz intensywniej odczuwa się dogłębne różnice kulturowe pomiędzy Słowianami i Germanami.  Słowianie muszą żyć w rodzinach, są stanowczo plemieniem bardziej stadnym niż ich zachodni sąsiedzi i dlatego nie rezygnują z kontaktów międzyludzkich. W czasie aktualnie przetaczającej się drugiej fali epidemii Polacy nie zaprzestali wizyt świąteczno-rodzinnych i dbają o regularną socjalizację. Polacy boją się wirusa, ale „bez przesady”. 

Racjonalna część społeczeństwa polskiego, spotyka się w dużo mniejszym gronie niż normalnie, ale przed spotkaniami wszyscy do siebie dzwonią i sprawdzają swój stan zdrowia z powodu wzajemnej troski o siebie. W tym samym czasie w Niemczech większość społeczeństwa unika jak może kontaktów, które są odgórnie ograniczane rozporządzeniem o możliwości spotkań osób tyko z dwóch gospodarstw domowych zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz. Biorąc pod uwagę, że w regularnych protestach w Warszawie pod sejmem albo na Żoliborzu, bierze udział od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy uczestników, nikt w Polsce nie zastanawia się z iloma gospodarstwami domowymi akurat idzie na spacer.

W porównaniu z Polską mieszkańcy Niemiec wydają się być dużo bardziej zalęknieni wirusem i o wiele bardziej posłuszni zakazom narzucanym z góry. W czasie pierwszego lockdownu, to Polska zamknęła granice dla wyjeżdżających z zachodu. W czasie aktualnego lockdownu jest odwrotnie – Niemcy robią wyrywkowe kontrole dla wjeżdżących z Polski i nałożyli nakaz rejestracji, podwójnych testów na wirusa Covid lub jednego testu i 10-dniowej kwarantanny.

Natomiast jeżeli wjeżdżamy do Polski własnych środkiem lokomocji, a nie zbiorowym, to nie obowiązują nas żadne testy ani kwarantanna. W Polsce coraz więcej jest osób, które przeszły albo przechodzą Covida i to często całymi rodzinami, wszyscy to uważają za normalny skutek pandemii i wspierają jak mogą osoby objęte kwarantanną. Często słyszałam od znajomych, że „chcieliby już mieć Covida za sobą, przejść go w miarę łagodnie i mieć już święty spokój”. Tymczasem w Niemczech poprzez maski FFP2 i brak kontaktu socjalnego ludzie się jeszcze za wszelką cenę próbują chronić się przed wirusem, co jest chyba największą różnicą, jaka dzieli teraz nasze kraje położone po obu stronach Odry.

Jak żyć? ;)

Jestem ostatnią osobą, która jako humanistka uważa, że zna odpowiedz na to pytanie. Odpowiedzi na tak podstawowe pytania mają dzisiaj: politycy – zarówno Ci więksi jak i mniejsi, immunolodzy – którzy, nagle zmieniają zdanie, że szczepionkę, która miała być dla osób powyżej 80 roku, lepiej dać tym przed 65 roku życia oraz szefowie rządów, którzy zamówili szczepionki jako ratunek dla nas wszystkich, tylko tych szczepionek nie ma, podczas kiedy my siedzimy pozamykani, a średnia przedsiębiorczość dalej bankrutuje.

Nie pisze nic na temat kultury, w której pracuję, bo kultura nie jest niezbędną do funkcjonowania systemu – „ist nicht systemrelevant” do czego doszły zgodnie wszystkie rządy na świecie jednogłośnie.

Wojciech Eichelberger, który jest prekursorem psychoterapii w Polsce, ostatnio podsumował co można zrobić, aby przeżyć w miarę zdrowo tę dziwną i trudną pandemię. Nie pozostaje nam nic innego jak wzmocnić swój system odpornościowy, bo prawdopodobnie wirus pozostanie z nami tak jak wirus grypy na długie lata. I do tego będzie jak wirus grypy mutował, o czym świadczą przypadki chorych w Anglii i południowej Afryce.

Eichelberger jako terapeuta zwraca szczególną uwagę na rolę stresu w obniżaniu odporności organizmu.

Szansą na podniesie tej odporności jest znalezienie własnej metody niepoddawania się zbiorowemu stresowi. I tutaj sięgnęłabym do słów wielkiego Polaka – Papieża Jana Pawła II, który zostawił ludzkości swój testament w dwóch słowach – „nie lękajcie się”. Tak wiem, że niemodne jest teraz przytaczanie prawd związanych z kościołem katolickim w Polsce, który przechodzi ten sam proces, co kilkadziesiąt lat temu przechodził kościół w Niemczech.

Jako absolwentka dziennikarstwa wiem, że lęk jest najlepszym narzędziem medialnym do sterowania tłumami ludzi. Lęk jako ten największy rodzaj stresu osłabia ludzi psychicznie i fizycznie, więc warto zaufać tym razem słowom polskiego papieża.

Co jeszcze warto robić - „suplementować się” witaminą D, co jako jedyny czynnik hamujący ciężki rozwój choroby spowodowanej wirusem Covid 19 stwierdzili oficjalnie naukowcy, a poza tym warto ruszać się, pomimo zaleceń, abyśmy najlepiej żebyśmy siedzieli w domu, bo głównie ruch obniża poziom adrenaliny czyli nagromadzonego w organizmie stresu.

Eksperci psychiatrii i psychologii podkreślają, że negatywne efekty psychiczne pandemii a szczególnie długotrwałego lęku z nią związanego i lockdownu, są już dziś obliczane na 20 lat. Jedno jest pewne, psychoterapeuci po pandemii będą mieli gabinety pełne pacjentów, bo podobno, żeby w pozostać w dobrym zdrowiu psychicznym potrzebne jest codziennie 8 uścisków. Na długo po pandemii pozostaną z nami lęki dotyku drugiego człowieka, natręctwa mycia rak i strach przed bliskością.

Jeżeli nikt nie może znaleźć skutecznego rozwiązania problemu pandemii dla społeczeństw po obu stronach Odry, i zarówno po jednej jak i po drugiej stronie wydawane są rozporządzenia sprzeczne ze sobą, wrócę do mojego felietonu z czasu pierwszego zimowo-wiosennego lockdownu, który zakończyłam słowami Sokratesa – wiem, że nic nie wiem.

Teraz też powołam się na mądrości starożytnych greckich filozofów, jeżeli współcześni eksperci w żadnej dziedzinie nie mogą nic powiedzieć na pewno, dzisiaj w rok po wykryciu pierwszego przypadku wirusa w Niemczech, „wiem, że tym bardziej nic nie wiem”.

Dodatkowo sięgnę do tekstu innego greckiego autorytetu, którego zasady filozoficzne sprawdzają się od 2 tysięcy lat. Arystoteles uważał, że poczucie spełnienia zwanego czasem szczęściem, w życiu daje zasada złotego środka czyli wybór między skrajnie sprzecznymi teoriami i nakazami, którymi szczególnie obfitują czasy pandemii, w której znienacka przyszło nam żyć.

Agata Lewandowski