Maszyna też człowiek

 

Niemcy to kraj bardzo wysoko rozwnięty. Wielu emigrantów znajduje tu swój nowy dom. Na pewno dużo w tym zasługi prowadzonej przez rząd polityki socjalnej, dużych możliwości na rynku pracy i edukacyjnych perspektyw. Wiele rzeczy nam się tu podoba, wiele rozwiązań uważamy za interesujące. Czasem tylko ciężko się dogadać, gdy podczas załatwiania naszej ważnej sprawy mamy do czynienia z... maszyną.

 

Kupowanie biletu na pociąg często kończy się niepowodzeniem. Najpierw dlatego, że trzeba wiedzieć co kliknąć, gdzie i jak, żeby maszyna zareagowała. Potem albo okazuje się, że się pomyliliśmy i wszystko trzeba zaczynać od nowa, albo automat nie przyjmuje żadnego z 10 banknotów, który mamy w portfelu, albo cała przyjemność trwała tak długo, że nasz pociąg odjechał i trzeba czekać na kolejny... Ale to i tak pikuś w porównaniu z tym, co nas spotka w pociągu, w który wsiedliśmy, bo tam się okaże, że bilet, który kupiliśmy nie obowiązuje w tym pociągu, albo przejechaliśmy jakąś tam strefę i musimy coś dopłacić... Może się jeszcze zdażyć, że kontroler nas wyśmieje, bo kupiliśmy bilet za 40 euro, kiedy bilet na cały dzień kosztuje niecałe 30... Zwyczajnie przepłaciliśmy! I nawet nie mamy na kogo się zdenerwować, bo przecież automat niczemu winien nie jest... W takich chwilach człowiek tęskni za polską panią w okienku i za „studencki do Krakowa proszę”.

 

Podobnie jest jak chce się wywołać zdjęcia w którymś z punktów... sieci kosmetycznej. Automat albo nie wykrywa naszego sprzętu, albo ma popsuty monitor, albo drukuje nasze zdjęcia w kolorze czerwonym. Reklamacja? Przecież pani na kasie tu tylko sprzedaje. Kierownika nie ma. Na automacie napisano, że w razie problemów technicznych można dzwonić po pomoc techniczną, która jest w... Lipsku. I chyba akurat zamknęli biuro, bo nikt nie podnosi słuchawki. Ojej...

 

Najgorzej jednak kiedy za potrzebą zatrzymamy się na stacji benzynowej. Po wejściu do toalety okazuje się, że możemy przywitać się co najwyżej z maszyną, która nie ma ochoty przepuścić nas za barierkę, bo albo bez przerwy drukuje bileciki, z którymi możemy coś kupić na stacji, albo akurat ma przerwę w działaniu i non stop dziękuje nam za wybór tej firmy. Jeżeli w okolicy nie ma krzaków, to masz problem... Najważniejsze jednak, że masz miliardy bilecików za 50 centów, za które możesz sobie kupić coś wspaniałego, na przykład do picia (najlepiej dopiero po wizycie w krzakach, bo kolejna stacja benzynowa dopiero za 100 kilometrów).

 

W Niemczech trzeba segregować śmieci, a plastikowe butelki oddawać w supermarketach. Jeżeli mamy szczęście, to oddamy butelki i dostaniemy kupon, dzięki któremu wydadzą nam przy kasie parę centów. Jeśli jednak szczęście się do nas nie uśmiechnie, to utkniemy przed maszyną, która nie chce przyjąć naszych butelek i z uporem maniaka będziemy wrzucać jedną po drugiej, uprzednio dmuchając w nie i gładząc ręką. Na sam koniec skrzyczy nas pani z kasy za to, że zaśmiecamy supermarket 50 butelkami, których nie rozpoznał automat, bo albo nie ma na nich jakiegoś znaczka, albo się on wytarł albo niedostatecznie mocno dmuchałeś w butelkę!

 

Nie będę mówić o miliardach automatów w szpitalach (które POWINNY zwracać pacjentom pieniądze za telefon lub internet), urzędach (ojej, naprawdę wcisnąłeś opcję dla niepełnosprawnego i czekałeś uczciwie na swoją kolejkę, ale okazało się, że nie masz wózka inwalidzkiego, musisz iść do innego automatu i czekać od nowa?), w bankach (automat nie wie dlaczego znowu nie wyprasowałeś banknotów i nie chce ich przyjąć...) i w środkach komunikacji miejskiej (wystoisz się w gigantycznej kolejce, wreszcie kupisz bilet, a tu czas wysiadać...).

 

Do wszystkiego jednak można się przyzwyczaić. Wszystkiego można się nauczyć. My na pewno nauczymy się cierpliwości, wychodzenia z domu z dodatkowym zapasem czasu, prasowania pieniędzy czy wstrzymywania moczu. I jesteśmy niestety do tego zmuszeni, bo przecież maszyna też ma prawo się pomylić...