Kiedy w tym roku przybył na tradycyjną „Majówkę” do rezydencji Konsula Generalnego przy Maria Louise Strasse, zaskoczył gości i gospodarzy. Sztuczkowe spodnie, surdut i cylinder zmieniły go nie do poznania. Za to zachowanie pozostało takie jak zawsze: pełne radości, przyjaźni i życzliwości. A jednak wielu mówi, że Markus jest jak Hummel, jak ów legendarny, hamburski Nosiwoda, który zanim zdobył sławę i poważanie musiał się sporo napracować i niejedną tabletkę goryczy przełknąć. Nie ulega wątpliwości, że ma duszę artysty. Przy tym należy do tych nielicznych, którzy umieją połączyć obowiązki przedsiębiorcy z zamiłowaniami do literatury i sztuki. Jego ulubione tematy dotyczą ogrodów w polskiej poezji i w światowym malarstwie. Jak z rękawa sypie cytatami z Tuwima, Staffa i Leśmiana.
Jakby tego mało, ma też zainteresowania z dziedziny astronomii, którą krótko w Warszawie studiował. Nic dziwnego, że letnie noce spędza chętnie przy teleskopie na poddaszu swojej wilii na Rahlstedzie. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że Marek Bartoszewski jest tak samo popularny w środowisku hamburskiej Polonii jak Janusz Rudnicki, Robert Szecówka, Ryszard Wojtyłło, jak wielu, ze znanej tu publikacji „Wir Hamburger aus Polen” autorstwa Aleksandry Kuźmińskiej Wojtyłło i dr Elżbiety Górskiej.
Firma Garten& Landschaftsbau i ogromne Centrum Ogrodnicze na Rahlstedzie w Hamburgu należące do państwa Bartoszewskich od lat cieszą się uznaniem miejscowych. To sympatyczni ludzie, uczynni, pracowici, wiarygodni i rzetelni – mówią ich klienci. U nich jest jak w dobrej rodzinie – dodają pracownicy – liczy się każdy z osobna i wszyscy razem. Pieniądze nie poprzewracały im w głowach - oznajmiają ci, co lubią krytykować.
Marek Bartoszewski nie żałuje decyzji jaką podjął przed ponad dwudziestu laty wyjeżdżając do Niemiec. Wiedział, że jedzie w nieznane, ale czuł , że podoła wyzwaniom, że niewiele ma do stracenia. Cieplarnie w Macierzyszu pod Warszawą przynosiły mu straty, nie zyski. Ciągłe batalie o opał , do tego nieufność, korupcja i strach obezwładniały nawet najodważniejszych. Podstawą sukcesu jest miłość i wiara w sens tego co się robi - powtarza Markus - i choć brzmi to jak banał – dodaje - to przecież bez miłości nic nie ruszy do przodu, bez wiary nie nabierze rozpędu.
Miłość do ogrodnictwa narodziła się w nim wcześnie. Najpierw były Mazury skąd pochodzi, a więc ogromny ogród, niezapomniane i jedyne w swoim rodzaju krajobrazy. Potem, gdy przeniósł się z rodzicami do Warszawy, zafascynowały go Łazienki, Ogród Saski i oczywiście Ogród Botaniczny. Tęsknota do tych miejsc pozostała. Kiedy więc tylko jest czas, lecą z Urszulą do kraju by nacieszyć się ukochanymi zakątkami, powspominać, pójść w Aleje... Niemieckie początki były ciężkie. Trzeba się było wszystkiego uczyć, nawet tego jak rozmawiać w urzędach, jak być zwyczajnym pracownikiem, jak słuchać innych, umieć się podporządkować nie tracąc honoru. Jak zarobić na życie i realizować pomysły.
Tych na szczęście Bartoszewskiemu nigdy nie brakowało. Nikt nie był w stanie zniechęcić go do założenia własnej firmy. Pragnął być niezależny, wolny i dumny jak wspomniany Hummel, który gdy było trzeba, z samymi senatorami umiał się dogadać i cylindra przed byle kim nie zdejmował. Hamburg natchnął Marka. Polubił to miasto, jego zieleń, architekturę, parki. Uwielbia spacerować z Urszulą po Planten un Blomen, po Ohlsdorfie, cmentarzu drugim co do wielkości po Chicago ( ma 405 ha), po Daliowym Ogrodzie na Altonie. Zawsze z uwagą przemierzają ścieżki miejscowego Ogrodu Botanicznego. Wciąż zachwyca ich Jenish Park w którym muzeum rzeźbiarza Ernesta Barlacha, także bramy do gospodarstw na Altes Landzie, po drugiej stronie Łaby, z wypisanymi inskrypcjami. Tamtejsze ogródki kwiatowe, warzywniki, a przede wszystkim sady są przecież niepowtarzalne.
Marek Bartoszewski mówi, że duży wpływ na jego postawę zawodową miało spotkanie z Loki Schmidt. To botaniczka, żona byłego kanclerza Helmuta Schmidta, osoba bardzo lubiana przez hamburczyków. Jej zaangażowanie w ochronę ginących gatunków roślin to było to, co go natchnęło do działania. Już przed dwudziestu laty zaczął propagować ochronę środowiska wśród przyjaciół na Kaszubach. Jeżdżą tam stale z żoną i stale odkrywają ich piękno, ich klimat niezwykły, niepowtarzalny. Prowadzą rozmowy z przedstawicielami samorządów, z dziennikarzami, z nauczycielami. Tam zamierzają inwestować. Bartoszewski od dawna respektuje ustanowienia ekologów, uczy jak żyć w zgodzie z naturą i co w niej jest naprawdę piękne, warte zachowania. Został nauczycielem zawodu. Tak tu bowiem jest, że ci którzy mają dobrze prosperujące firmy, muszą szkolić innych.
Spełniły się marzenia i sprowadza też uczniów z Polski, by poszerzyli horyzonty, wyzwalali w sobie chęci poznawcze, uczyli się i naśladowali co najlepsze. Syna także wyszkolił i to go najbardziej satysfakcjonuje. Przede wszystkim jednak, Marek Bartoszewski zyskał sławę jako projektant ogrodów i terenów zielonych. Jest doskonałym fachowcem, który potrafi wyczuć gusty i oczekiwania klientów. Ma wiele zleceń, bo jedni drugim polecają jego usługi, a tutejszy rynek wcale nie łatwy. Trudno sprostać wymogom bogaczy, którzy pragną jedynie zaimponować nadmiarem i tym samym wynieść się ponad innych. Trzeba umieć przekonywać, radzić, dokonywać właściwych wyborów. Geometria, harmonia, porządek, dbałość o detal liczą się ponad wszystko.
Niektórzy lubią zadziwiać. Dla takich oferta musi być wielobarwna jak wiosenny bukiet. Jedni pragną ogrodu jaki miał Claude Monet w Giverny, a inni będąc w Polsce zachwycili się ogrodową kapliczką, pochyloną nad stawem wierzbą, malinowym chruśniakiem, truskawkową górką, różami z których robi się konfitury. Bartoszewscy namawiają niemieckich swych klientów do podróży do Polski. Pokazują im zdjęcia z Mazur, z Wybrzeża i Pojezierza Kaszubskiego. Opowiadają o polskich klimatach i naszej gościnności, o limbach, mikołajku, rokitniku, brzozie ojcowskiej i czystych wodach jezior.
Mają wielu przyjaciół, bywają tam, gdzie dzieje się coś interesującego i są ciekawi ludzie. Tak jak na „poniedziałkowych spotkaniach” w rezydencji Konsula Generalnego. Są nie tylko szanowani, ale lubiani za życzliwość, otwartość, życiową mądrość. Marek powtarza za ukochanym swoim poetą, że „od posągów, od drzew i od trawy nauczył się prostej, pogodnej postawy.”
Warzucha Polska